W Ameryce Południowej rozpędu nabierają mistrzostwa świata w piłce nożnej, które tradycyjnie prezentują kibicom „śmietankę” reprezentacji narodowych, burzy wszelkie przewidywania, ujawnia nowe talenty i „grzebie” faworytów. Druga runda kwalifikacyjna jeszcze się nie zakończyła - a wielu z nich już wpadło, a niedoceniani uczestnicy pokazali dość ostre zęby.
Jednym z największych dramatów na początku turnieju była porażka reprezentacji Hiszpanii, która wcześniej zdobyła z rzędu dwa tytuły mistrzowskie Europy i Mistrzostwa Świata 2010, a przed playoffami zrujnowała wszystkie swoje nadzieje na obecne mistrzostwa.. Numer jeden w rankingach FIFA, Red Fury nie mógł się oprzeć atakowi lekkomyślnych Holendrów i desperacko zmotywowanych Chilijczyków. To symboliczne, że drużyna niechlubnie zakończyła turniej (trzeci mecz w grupie można nazwać oficjalnym pożegnaniem Fury Roja z tytułem) i oddała moce mistrzowskie w dniu, w którym z tronu zrezygnował król Hiszpanii Juan Carlos II - 18 czerwca 2014 r.
Reprezentacja Portugalii od razu straciła twarz w turnieju. W meczu otwarcia z Niemcami Cristiano Ronaldo i spółka zagrali bardziej obrażonych chłopców niż zatwardziali spadkobiercy Eusebio i Luisa Figo. Kontrowersyjna kara nie sprowokowała „Drużyny Wybranych”, jak nazywa się reprezentacja Portugalii, ale sprawiła, że dosłownie „zachorowali”. Ostatecznie początkowa motywacja Pirenejów została zrujnowana przez łobuza Pepe, który został wysłany za niesportowe zachowanie. W ten sposób Portugalia od razu zafundowała sobie sporo problemów w walce o play-offy.
Nie mniejszym smutkiem dla kibiców jest perspektywa zbyt szybkiego powrotu do domu dla piłkarzy Anglii i Włoch. W bezpośrednim pojedynku drużyn europejskich zwyciężyła Błękitna Eskadra, a reprezentanci Starego Świata przegrali spotkania z Urugwajem i Kostaryką. Paradoksalnie tylko zuchwali Kostarykańczycy z tej grupy zabezpieczyli sobie drogę do play-offów, pozostawiając trzem przywódcom ustalenie, kto jest bardziej wart dotrzymania im towarzystwa.
Wśród Europejczyków naprawdę pretendujących do tytułu mistrzowskiego są reprezentacje Niemiec oraz, co dziwne, Francji i Holandii. Zespół kierowany przez Joachima Loewa jest jak zwycięska maszyna. Silny charakter, elastyczność taktyczna, wiara we własną niezwyciężoność i, co najważniejsze, duch jedności - czasami bardziej pomagają Niemcom niż indywidualne cechy graczy. Z kolei Holendrzy czasami przypominają niebezpieczną brzytwę – nie boją się nikogo, zmiatają wszystko po drodze do celu rywali i strzelają do nich jak z armaty. Istnieje jednak ryzyko, że ostrze może się stępić, jeśli ładunki Louisa van Gaala zostaną zbyt szybko zmarnowane. Eksperci oczekują również blasku od Francji, co już z powodzeniem pokazuje zespół Didiera Deschampsa, który skosztował słodyczy mistrzostw świata w 1998 roku.